Bezpieczna energia z odpadów

Spalarnia śmieci. Narciarskie szusy, wyciągi, knajpa

U nas śmieci to problem. A na świecie – żyła złota i zabawa. W Kopenhadze kończą budowę nowej spalarni odpadów z całorocznym stokiem narciarskim zaczynającym się na dachu. Będą: wyciąg, knajpa, taras z widokiem na morze i wiatraki, które też produkują prąd.

W Warszawie zima, czyli przybywa dni ze smogiem. Jakby tego było mało – wybucha bomba. Główny odbiorca śmieci – Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania – ma niecały miesiąc, by gdzieś upchnąć 230 tys. ton odpadów rocznie. Tyle trafia ich na składowisko i do kompostowni na Radiowe (Bielany). Urzędnicy marszałka zapowiedzieli jednak, że od nowego roku nie wydadzą MPO pozwolenia na użytkowanie kompostowni. – Odwołamy się do ministra środowiska – zapowiadał Wojciech Jakubczak z MPO na łamach „Stołecznej” w tekście „Warszawę uduszą śmieci?”.

Produkujemy ich w mieście 680 tys. ton, 400 tys. ton wywozi MPO. Firma dopiero zacznie na Targówku modernizację i rozbudowę największej spalarni odpadów komunalnych w Polsce. W przyszłości będzie ich tam przerabiać ok. 305 tys. ton, przy okazji uzyskując ciepło do ogrzewania domów i energię elektryczną. Wartość inwestycji to ok. 1,1 mld zł. Na wizualizacji widać wielki komin, projektowana jest też ścieżka edukacyjna. Architektoniczno-ekologicznego szału nie ma, trochę zieleni na dachu na nikim nie robi wrażenia. Budynek projektuje konsorcjum firm: Sweco Consulting (lider) w partnerstwie ze Sweco GmbH.

Spalarnia śmieci. Wspinaczka albo wyciąg

Zachodzi słońce. Na horyzoncie widać morze, wejście do portu i kręcące się białe wiatraki produkujące energię. Wchodzimy na dach starej spalarni śmieci w Kopenhadze spółki ARC (Amager Ressource Center). – Ma już ponad 40 lat, jest wysłużona i przestarzała. Dlatego obok budujemy nową. W kilka lat stary obiekt zniknie. Jeszcze nie wiemy, co powstanie na tym terenie. Apartamenty? A może przestrzeń z różnymi atrakcjami do spędzania wolnego czasu? Politycy zdecydują – mówi Daniel Boberg, konsultant z ARC.

Stajemy w przeszklonym pawilonie wzniesionym na dachu starej spalarni. Z tarasu oglądamy powstającą nową. Budynek o elewacji niczym łuski przedpotopowego gada ma charakterystyczny kształt: dach zaczyna się na wysokości 85 m, blisko wielkiego komina, i stopniowo opada. Zawija się, by po zmianie kierunku zejść do samej ziemi.

Władze Kopenhagi chciały, by przy okazji tak wielkiej i kosztownej inwestycji w mieście przybyła nowa atrakcja dla mieszkańców i turystów, a zarazem symbol „zielonego myślenia”. Nic więc dziwnego, że wygrała propozycja pracowni architektonicznej Bjarke Ingels Group. Zaprojektowali spalarnię tak, by dach służył za całoroczny stok narciarski z wyciągiem. – Tylko czy na tym zakręcie nie będzie wyrzucać w górę jak ze skoczni w stronę morza? – żartuje delegacja warszawskiego ratusza na czele z Leszkiem Drogoszem, dyrektorem biura infrastruktury.

Na schemacie widać, że zjazd tylko na początku jest ostry i oznakowany jako trasa czarna i trudna, na zakręcie stopniowo łagodnieje. Na końcu stok stapia się z powierzchnią ziemi. Na dach spalarni można wjechać windą albo urządzić sobie długi spacer pod górkę w zieleni i podziwiać widoki na miasto oraz wodę. Jest też oferta dla osób z bardziej sportowym zacięciem: na elewacji po stronie komina powstaje najwyższa ściana wspinaczkowa w Europie Północnej.

Sam stok narciarski na dachu budynku spółki komunalnej unieszkodliwiającej odpady to już inwestycja prywatna. – Pochłonie prawie 11 mln euro. 51 proc. tej kwoty to pożyczka ze środków publicznych, reszta środki prywatne – mówi Daniel Boberg.

Duńczycy produkują dużo śmieci – aż 15 mln ton. W 15 stacjach segregacji w Kopenhadze udaje się zebrać ponad 100 tys. ton surowców, z czego 89 proc. podlega recyklingowi. Spalarni nie zabraknie więc paliwa. – Z 3 kg śmieci uzyskujemy pięć godzin światła i sześć godzin ciepła – wylicza Boberg.

Wydajność urządzeń jest coraz większa, także jeśli chodzi o eliminacje szkodliwych substancji. W procesie termicznej obróbki w spalarni nie uniosą się dioksyny (zero), tlenki azotu będą wychwycone przez filtry w 96 proc., kwas chlorowodorowy w 99,9 proc., kwas siarkowy w 99,5 proc. Powietrze pod kominem spalarni na stoku Amager (Amager Bakke) będzie o niebo czystsze niż w polskich uzdrowiskach z Zakopanem na czele, gdzie zimą zalega czapa smogu i trujących substancji.

Norwegowie żartują, że Duńczycy, których kraj jest płaski jak naleśnik, marzą o górach. Dlatego zbudowali sztuczną górę przy okazji inwestycji w spalarnię śmieci. Przypomnijmy: krawędź dachu jest na wysokości 85 m, czyli to połowa najwyższego naturalnego wzniesienia Danii (Mollehoj, 170,86 m). A dochodzi jeszcze komin. Każdy Duńczyk i wielu turystów zechce zdobyć tak imponujący szczyt.

Domy bez kaloryferów

W Kopenhadze mimo kiepskiej pogody tworzą się korki rowerzystów, choć światła uliczne są już „kalibrowane” pod potrzeby cyklistów i pieszych. Oni – i komunikacja publiczna – są najważniejsi. Duńska poczta przesadziła w 2014 r. listonoszy w stolicy na 1800 rowerów cargo, oszczędzając w ten sposób w budżecie ok. 20 mln zł rocznie. – To także oszczędności dla środowiska: o 1,3 mln litrów mniej paliwa spalonego przez silniki Diesla. Czystsze powietrze – podkreśla Jorgen Abildgaard, ekspert ds. klimatu w kopenhaskim ratuszu.

Przypomina, że już 45 proc. wszystkich podróży do pracy czy szkoły odbywa się tu rowerami. Najnowsze miejskie ze wspomaganiem elektrycznym mają duże wyświetlacze, ekrany dotykowe. Można włączyć GPS, mapy.

My w czasie wizyty po mieście przemieszczamy się linią metrazautomatyzowanego (bez maszynisty) i na piechotę. Jedziemy też samochodem elektrycznym wypożyczonym ze stacji, która działa na podobnej zasadzie jak u nas rowery miejskie Veturilo (car sharing). – Wzięliśmy taki samochód, bo wychodzi taniej niż taksówka – mówi Lars Kohler z pracowni architektonicznej Bjerg.

Wiezie nas do przedszkola na peryferiach (Elverhuset kindergarten) zbudowanego w 2011 r. w technologii domu pasywnego. Budynek potrzebuje bardzo mało energii do ogrzania – 12 kWh/m kw. rocznie, czyli mniej więcej blisko dziesięciokrotnie mniej od typowych domów. Rozwiązania architektoniczne są banalnie proste. Przedszkole powstało w sztucznym zagłębieniu, by najniższa kondygnacja w sposób naturalny korzystała z ciepła Ziemi. Centralną część dachu stanowi ogromny świetlik ze skośnie ustawionymi oknami. Słońce nagrzewa samo „serce” przedszkola, które rozchodzi się do pomieszczeń po bokach. Wielkie okna są skierowane na południe. Żaluzje, które chronią przed słońcem, a zimą powstrzymują dodatkowo utratę ciepła, znajdują się na zewnątrz, stanowią część elewacji. Mury mają grubą izolację. System wentylacji odzyskuje ciepło (rekuperacja). Przedszkole ma 1 tys. m kw. powierzchni, całkowity koszt inwestycji wyniósł 8,5 mln zł (15 mln koron). Daje to cenę 8,5 tys. zł za 1 m kw. – Już 80 proc. wszystkich naszych projektów, które realizujemy, to budynki pasywne – zapewnia Lars Kohler.

Zazdrości Norwegom, bo tamtejszy rząd zdecydował rok temu, że powstające budynki publiczne muszą być pasywne. Najbogatsze kraje potrafią liczyć pieniądze, wiedzą, że oprócz kosztów inwestycji ważne są też koszty eksploatacji.

Duńczycy otworzyli już filię pracowni Bjerg Arkitektur w Warszawie. – Prowadzimy w Polsce kilka projektów, głównie rewitalizacje energetyczne, które doprowadzają budynki do standardu pasywnego. Przedszkola w Słupsku i Lublinie, szkoła w Rakowie (Świętokrzyskie), Urząd Gminy w Józefowie – wymienia Katarzyna Wojda, dyrektorka Bjerga w Polsce.

Podobna kompleksowa zmiana – bo tylko ocieplenie elewacji czy wymiana okien to za mało – jest możliwa w przypadku bloków z wielkiej płyty, czego dowodzi inwestycja na osiedlu domów socjalnych Gadehavegard z 2015 r. (Taastrup, Kopenhaga). Przybyła dodatkowa elewacja z kolorowymi panelami na szynach (można je dowolnie przesuwać), loggie stały się częścią mieszkania, są zabudowane szkłem, które łatwo daje się złożyć w harmonijkę. Czynsz za mieszkanie wzrósł średnio o 120 zł miesięcznie, za to oszczędność na ogrzewaniu sięga 90 proc. – Zwykle nawet zimą nie trzeba odkręcać kaloryferów – przekonuje Lars Kohler.

Miasta po duńsku i szwedzku

Zarówno w Kopenhadze, jak i na przedmieściach Malmö samorząd i jego spółki realizują modelowe dzielnice miasta. Casus Miasteczka Wilanów u sąsiadów z Północy byłby postrzegany jako aberracja.

Port Północny (Nordhavn) to nowa część Kopenhagi na 40 tys. mieszkańców z równie dużą liczbą miejsc pracy. – Teren był własnością miasta. Władze wniosły go do spółki realizującej projekt. Jest plan zagospodarowania, na poszczególne działki konkursy architektoniczne. Wtedy taką działkę może kupić od nas deweloper. Z zysków współinwestujemy budowę nowej linii metra – mówi Christian Dalsdorf, szef projektu CPH City & Port Development.

Stoimy na dachu właśnie otwartego wielopiętrowego parkingu samochodowego. To też miejska inwestycja. Mieszkańcy nowych domów mogą wykupić całoroczny abonament do postoju po cenach rynkowych. Alternatywy brak, bo miejsca do parkowania na powierzchni w powstającej części miasta można w okolicy policzyć na palcach jednej ręki. Taka jest polityka.

Parking ma elewację ze stali kortenowskiej z donicami na pnącza na wielu poziomach (już rosną). Na dachu są ogród i plac zabaw w kolorze czerwonym. Ten budynek i wszystkie okoliczne tworzą „smart city”. Wszystko jest połączone ze sobą „smart grid” – „inteligentną siecią”. – Cała elewacja budowanej szkoły, nie tylko dach, będzie produkować prąd. Dostarczają go też wiatraki. Ale pogoda bywa kapryśna, dlatego na parkingu są magazyny energii. Wystarczą na 60 pobliskich mieszkań przez cały dzień. Do sieci możemy oddać nadmiar produkowanej energii, a kiedy jest jej za mało, pobrać ją – tłumaczy Christoffer Greisen z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego (DTU).

Nic się nie marnuje. – Kiedyś ciepło z wielkich lodówek w supermarketach odprowadzało się na zewnątrz budynków. Teraz jest wykorzystywane, by ogrzewać pomieszczenia. Dodatkowe wyposażenie, przebudowa systemów dają oszczędności na poziomie ok. 6 tys. euro rocznie. Koszt takiej inwestycji to 6-10 tys. euro na sklep – dowodzi Jan Eric Thorsen, dyrektor DHS Application Centre.

W dzielnicy Nordhavn równie nowatorskie rozwiązania w optymalizacji zużycia energii są już realizowane na poziomie każdego mieszkania, a nie tylko obiektów komercyjnych.

Energia tylko zielona

Z Kopenhagi jedziemy pociągiem tunelem (2010 r.) i mostem (2000 r.) do Hyllie, części Malmö, której nieco ponad dekadę temu nie było. – Samorząd kupił od rolników 3 tys. km kw. ziemi. Powstaje autostrada. Dworzec kolejowy już działa, z Centralnego w Malmö dojeżdża się w 6 minut, a z lotniska w Kopenhadze – w 13. Pociągi kursują często, co 20-30 minut. W tej części Hyllie powstaje 9 tys. mieszkań, będzie też 9 tys. miejsc pracy. Duńczycy chętnie się przenoszą, bo tu są tańsze mieszkania i niższe koszty utrzymania. Szkoła na 700 uczniów już jest – podkreśla Lotta Hansson z ratusza Malmö.

W 2015 r. połowa całej zużywanej energii w Hyllie pochodziła ze źródeł odnawialnych. – W 2020 r. to już będzie 100 proc. – zapewnia Lotta Hansson.

Centrum nowej części miasta tworzy wielofunkcyjna Malmö Arena tuż przy dworcu na ponad 15 tys. widzów, na której w 2013 r. odbył się konkurs Eurowizji. Obok stoją wielki hotel oraz centrum handlowe Emporia z blisko 200 sklepami, czyli o skali porównywalnej z Galerią Mokotów, z elewacją ze szkła przywodzącą na myśl rozwiązania i kształty znane ze Złotych Tarasów. Szwedom udało się stworzyć na dachu wielką atrakcję – pofalowany ogród krajobrazowy i sensoryczny, który oddziałuje na wszystkie zmysły. Z tarasów widokowych i ławek można podziwiać nie tylko najbliższą okolicę. Widać też drogowo-kolejowy most nad Sundem, łączący Szwecję z Danią, zbudowany za ponad 20 mld zł. Ma prawie 8 km długości. Przejazd z Kopenhagi ostatnio nieco się wydłużył. Na stacji kolejowej na lotnisku trzeba wysiąść na peron, bo Szwedzi wprowadzili nakaz kontroli paszportowej przed wjazdem do Malmö.

Komu by tu wcisnąć węgiel

Wycieczka do Kopenhagi i sąsiedniej Szwecji to podróż do przyszłości. Kto tam nie był kilka lat, może się zdziwić, jak bardzo znów nasi sąsiedzi z Północy uciekli nam do przodu. U nas rząd stawia na węgiel, ogłasza program rozwoju pojazdów elektrycznych, by sprzedawać więcej prądu uzyskanego z jego spalania. – W Danii polityka zero węgla będzie obowiązywać od 2035 r. (teraz 19 proc. prądu pochodzi jeszcze z jego spalania). Całkowicie uniezależnienie się od paliw kopalnych, czyli także ropy naftowej i gazu, ma nastąpić w 2050 r. – mówi Finn Mortens. – Tak zdecydował rząd w 2012 r.

Władze Finlandii ogłosiły, że kraj rezygnuje z węgla do 2030 r. Kto go będzie od nas kupować?

Jak lubił powtarzać nieżyjący już prof. Krzysztof Żmijewski, ekspert ds. energetyki, epoka kamienia łupanego nie skończyła się dlatego, że zabrakło kamienia. Można by dodać, że epoka węgla w Anglii też nie skończyła się, bo go już nie ma na wyspach. Norwegia sprzedaje światu ropę i gaz, ale całą energię do oświetlania i ogrzewania miast ma czystą – z elektrowni wodnych. Firma państwowa Statoil, kojarzona u nas ze stacjami benzynowymi, rozwija technologie farm wiatrowych.

Wielkie inwestycje w źródła energii odnawialnej zaczynają teraz iść w parze z obniżką podatków i cen za energię. Rząd duński zapowiedział, że ten proces zaczyna się już w 2017 r. W komunikacie czytamy: „Porozumienie zapewnia finansowanie procesu przejścia Danii na energię odnawialną, inicjuje inwestycje w turbiny wiatrowe budowane blisko brzegu morza i w budowę położonej na morzu farmy wiatrowej Kriegers Flak, zwiększa konkurencyjność duńskiego przemysłu i handlu, obniża rachunki za elektryczność, toruje drogę dla większego wykorzystania przez mieszkańców Danii energii elektrycznej pochodzącej ze źródeł odnawialnych.

Rachunki za prąd duńskich gospodarstw domowych będą średnio o 10 proc. niższe, natomiast w przypadku sektora biznesowego średnia obniżka wyniesie ok. 25 proc. Dania wraz ze skandynawskimi sąsiadami – Szwecją, Norwegią i Finlandią – będzie mieć najniższe ceny elektryczności w całej UE”.

Już niedługo będzie nowa żelazna kurtyna w Europie. Niewidzialna. Podzieli świat na jego część z dużo czystszym powietrzem i Wschód ze smogiem, w którym żyje się krócej, choruje bardziej i płaci wyższe rachunki za prąd i ciepło.

Źródło: http://warszawa.wyborcza.pl