Bezpieczna energia z odpadów

CBA prześwietli warszawskie śmieci

Po wielu oskarżeniach: m.in. o nielegalny wywóz odpadów czy naruszenie niezawisłości arbitrów badających przetarg, w minionym tygodniu wniosek o zbadanie przetargu na wywóz śmieci w Warszawie miało także otrzymać Centralne Biuro Antykorupcyjne.

O realizacji ustawy śmieciowej w Warszawie w kontekście kłopotów, jakie ta sprawia urzędnikom mówi się w całej Polsce od kilku miesięcy. To głośna sprawa, bo z obecnych kilkudziesięciu firm wywożących odpady w wyniku nowych przepisów zostałoby jedynie kilka największych. Kłopoty tak naprawdę zaczęły się w czerwcu, gdy Krajowa Izba Odwoławcza nakazała poprawić warunki przetargu faworyzujące wtedy MPO. Wtedy też odroczono lipcowy termin wprowadzenia w życie nowych przepisów do 1 lutego przyszłego roku.

Blokują odwołania od nowego przetargu

Latem miasto rozpisało nowe warunki przetargu – kluczowym warunkiem okazała się cena. Specjaliści współpracujący z warszawskimi samorządami wyliczyli, że trzyletni kontrakt kosztowałby ponad 1,8 mln zł, zaś spółki, które zwyciężyły (MPO – w pięciu rejonach miasta, Lekaro – w trzech i SITA – w jednym) złożyły ofertę wartą 982 mln zł. Podpisy pod umowami nie zostały jednak złożone, bo od wyników odwołały się dwie przegrane firmy – Byś i Remondis. Sprawie wciąż przygląda się KIO, na orzeczenia czekają zarówno miasto, jak i poszczególne firmy, dla których warszawski kontrakt to walka o byt.
W minionych dniach sprawa nabrała także politycznego charakteru. Izba zdecydowała się na powołanie niezawisłego eksperta. Do niego należałaby ocena zarzutu, jakoby rażąco niskie ceny proponowane przez Lekaro i MPO są prawdziwe. Miasto oskarżyło Izbę o stronniczość, żądając wyłączenie całego składu orzekającego KIO. W wyniku postępowania wniosek trafił do Kancelarii Premiera, dlatego, że przetarg badał sam prezes KIO, zaś o jego wyłączeniu decyduje premier.

Podpisanie umowy w terminie nierealne

Władze stolicy wiedzą już, że umowy nie uda się podpisać w terminie określonym w przetargu. Pozostaje więc oczekiwanie na zgodę przesunięcia tego terminu przez zwycięskie firmy. Wiceprezydent Warszawy Jarosław Dąbrowski oskarża już Byś i Remondis o celowe przedłużenia postępowania. Podkreśla, że w obecnym systemie zarabiają odpowiednio 1,2 i 2,8 mln zł miesięcznie.
Głos w sprawie zabrał prezes Polskiej Izby Gospodarki Odpadami Dariusz Matlak. – „Wniosek o odwołanie składu orzekającego jest kuriozalny i bezprecedensowy. Apelujemy do premiera i władz miasta o pohamowanie emocji. O to, by zapewnić KIO odpowiednie warunki do tego, by rozstrzygnąć bez pogróżek, czy miasto dochowało standardów i czy oferowane ceny są w stanie zabezpieczyć prawidłowe wykonanie kontraktu. To nie tylko odbiór, ale też odzysk i ograniczenie składowania odpadów” – mówił w materiale stołecznej „Gazety Wyborczej”.
W podobnym tonie wypowiada się także Grzegorz Czechoński, prezes firmy Remondis, który działania te określa jako skandal i próbę manipulacji. Dodaje też, że wniosek złożony bezpośrednio do premiera ma na celu zastraszenie arbitrów KIO.
Czechoński zauważa dodatkowo: -„W przypadku zmiany składu orzekającego trzeba będzie zacząć całe postępowanie od nowa. Na przedłużeniu systemu pomostowego zyska najbardziej przynoszące straty MPO, które dostaje 8 mln zł miesięcznie od miasta i Lekaro, które dostaje 4 mln zł”. Zapewniał też, że w miniony czwartek CBA otrzyma od jego firmy wniosek o zbadanie sprawy przetargu.

Medialne zainteresowanie

Kolorytu sytuacji dodaje spore zainteresowanie sprawą ze strony mediów. W minionym tygodniu dziennikarze programu „Po prostu” emitowanego na antenie TVP 1 pokazali materiał, na którym jedna z firm wywożących śmieci w Warszawie nielegalnie wywozi odpady na żwirowisko. Choć nazwa oskarżanej firmy nie pada w materiale, już dzień wcześniej odcinała się od nielegalnego procederu. Oficjalnym tłumaczeniem było zrzucenie winy na pośrednika (który miał swojego pośrednika) odpowiadającego za wywóz śmieci.
Kierowca firmy miał otrzymać od nieznajomego mężczyzny 5 tys. zł za wywiezienie odpadów na wysypisko gruzu i pozwolenie na filmowanie. Firmie, która go zatrudnia miał tłumaczyć, że się pomylił. Dziennikarze z kolei tłumaczyli, że ciężarówka była filmowana na kilka dni przed datą otrzymania wspomnianej gotówki.
W dniu emisji materiału telewizji mieszkańcy Nowego Modlina złożyli skargę na firmę Byś. Na zdjęciach w niej przekazanych widać oznaczoną ciężarówkę i pracowników, którzy wypróżniają jej zawartość. Byśkiniewicz tłumaczy, że ktoś wyraźnie chce zdyskredytować jej firmę i nie ukrywa, że pracownicy przez nią zatrudniani już wcześniej byli śledzeni.
Ratusz zwrócił się do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska z prośbą o kontrolę.
Na podstawie: Warszawa.gazeta.pl