Coraz częściej pojawiają się informacje o planach budowy kolejnych spalarni śmieci. Wiele z nich powstanie dzięki unijnym dotacjom. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej tylko w ostatnich dniach pozytywnie zaopiniował wnioski o setki milionów złotych na budowę spalarni w Gdańsku za 335 mln zł i w Olsztynie za 181 mln zł.
Te decyzje są nieco zdumiewające dla tych, którzy śledzą unijne opnie na temat przyszłości spalania jako sposobu przetwarzania odpadów. Zaskakujące są również wobec deklaracji wiceministra Sławomira Mazurka, który dużo i często mówił o braku poparcia dla budowy spalarni ze strony ministerstwa.
– Jest to rzeczywiście jakieś dziwactwo – powiedział Piotr Rymarowicz z Towarzystwa na rzecz Ziemi, które od lat walczy z wszelkimi próbami obchodzenia prawa, głównie przy inwestycjach dotyczących gospodarki odpadami.
Jego zdaniem, ten rozdźwięk widać nie tylko w naszym kraju, ale również w Komisji Europejskiej, bo to właśnie tam tworzy się zręby gospodarki o obiegu zamkniętym i przeznacza gigantyczne środki na instalacje cieplnego przetwarzania odpadów. – Komisja Europejska wciska nam te spalarnie, a z drugiej strony mówi o poziomach recyklingu w wysokości 65-70 procent. Tego się nie da pogodzić, bo się wyklucza – dodał Rymarowicz.
Piotr Rymarowicz uważa, że „grzechem pierworodnym” tej sytuacji jest zapis Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko na lata 2014-2020. Przewidziano w nim ogromne pieniądze na termiczne przetwarzanie odpadów. – Założono tam również budowę w Polsce kolejnych sześciu spalarni, można się więc obawiać, że Olsztyn i Gdańsk to jeszcze nie koniec – uważa Rymarowicz.
– Pierwotne wersje weryfikowanych w ubiegłym roku wojewódzkich planów gospodarki odpadami przewidywały wybudowanie ponad 60 instalacji spalarni odpadów w Polsce – uważa Andrzej Gawłowski z Instytutu Gospodarki o Obiegu Zamkniętym. – Dzięki postawie Ministerstwa Środowiska zredukowano tę liczbę bodaj o połowę. Jeśli jednak wszystkie wpisane do WPGO instalacje powstaną, to już niebawem ich moce połączone ze zdolnościami termicznymi cementowni pozwolą na spalenie ponad 60 proc wszystkich odpadów komunalnych. To jest jakiś horror, który nie ma nic wspólnego z wpisanym do KPGO limitem 30 proc odpadów, jakie dopuszcza się do termicznego przekształcenia – dodał.
Jesteśmy potęgą
Przeciwnicy spalarni są przekonani, że Europa chce przenieść cały biznes spalarniowy do Polski. – Niektóre teorie związane z tym problemem to zwykłe bzdury, ale z przeniesieniem tego biznesu do Polski z całej Europy muszę się zgodzić – przyznaje Piotr Rymarowicz. – Wygląda to tak, że kraje Europy Zachodniej u siebie odchodzą od spalania, a silne lobby spalarniowe próbuje swoje przestarzałe technologie przehandlować w Polsce. Ci ludzie wylobbowali w programach operacyjnych ogromne środki na spalanie odpadów i teraz to wykorzystują.
Andrzej Gawłowski uważa, że uzasadnieniem tej sytuacji może być ukryte dofinansowywanie gospodarki odpadami. Same koszty tych inwestycji odniesione do zakładanej masy odpadów, jakie mają być przetworzone w spalarniach w ciągu 25 lat, wynoszą od 130 do 190 złotych za tonę przetworzonych śmieci.
Np warszawska spalarnia będzie mogła spalać ok. 300 tys ton odpadów rocznie, czyli 7,5 mln ton w okresie planowanej eksploatacji. Można ją zbudować za 1 – 2 mld zł. A do tego jeszcze trzeba doliczyć koszty eksploatacyjne, koszty utrzymania jej w ruchu, koszty utylizacji odpadów, amortyzacja i, oczywiście, zysk inwestora.
– Można się więc spodziewać, że cena przyjęcia odpadów do spalarni bardzo szybko zacznie szybować powyżej 500 złotych za tonę – twierdzi Gawłowski. Przypomina także, że trzeba do tego jeszcze doliczyć koszty tego operatora, który będzie zebrał odpady od mieszkańców. – Możliwe więc, że niebawem będziemy mówili o łącznych kosztach odbioru i zagospodarowania odpadów na poziomie 700 czy 800 złotych za tonę – dodał.
– Będzie się to przekładało na średnie stawki opłaty za gospodarowanie odpadami rzędu trzydziestu kilku złotych od osoby miesięcznie, czyli przeszło dwa razy więcej niż obecnie. Z pewnością, kiedy stanie się to faktem, niezadowolenie spadnie na głowy rządzących i to na wszystkich poziomach, choć jak zwykle, najbardziej oberwie się samorządom – mówi członek Instytutu Gospodarki o Obiegu Zamkniętym
Samorządy chcą spalarni
Samorządy w tej sprawie idą po linii najmniejszego oporu i wybierają spalanie, ale nie liczą się z późniejszymi kosztami. – A za to wszystko w ostateczności zapłacą mieszkańcy, bo spalanie to bez wątpienia jeden z najdroższych ze sposobów utylizacji odpadów. I do tego wcale nie taki ekologiczny – podkreśla Rymarowicz.
Jest jeszcze jedno zagrożenie. Wraz z rozwojem selektywnej zbiórki odpadów będzie ubywało odpadów zmieszanych. A to grozi tym, że samorządy nie dostarczą potrzebnej ilości odpadów. Jest więc bardzo prawdopodobne, że będziemy sprowadzali śmieci z zagranicy.
– Europa będzie stopniowo wygaszała swoje spalarnie i będzie szukała sposobu, jak zagospodarować to, co zostanie. Możliwe więc, że tu tkwi powód rozbieżności między słowami i czynami w kwestii budowania spalarni w Polsce. Nie wiem tylko, czy chcemy być spalarnią Europy. Warto się więc chyba zastanowić nad tym, do czego może doprowadzić bieżąca polityka – tłumaczy Andrzej Gawłowski.
– Przecież już teraz przywozi się śmieci do Polski. Tak było np. w Oświęcimiu, gdzie przyjeżdżały śmieci prawdopodobnie z Niemiec, podobne było na Dolnym Śląsku, a jedna z angielskich telewizji pokazała reportaż o tym, jak ich śmieci trafiają do Chin i do Polski – przypomina Piotr Rymarowicz.
A wśród samorządowców panuje całkowicie fałszywe przekonanie, że wybudowanie spalarni uwolni lokalne władze od problemu odpadów komunalnych co najmniej na 25 lat. Jest to złudne oczekiwanie.
– Samorządy przy okazji planowanych budów spalarni deklarują, że będą im dostarczały odpady przez kolejne 25 lat. Pytanie, co zrobią za dwa, trzy lata, kiedy cena przyjęcia odpadów do spalarni skoczy bardzo wysoko. Bez kar się chyba nie obejdzie, bo instalacja musi działać na pełnych obrotach, aby zapewnić zyski inwestorowi – uważa Gawłowski.
W najbliższych tygodniach zostaną ogłoszone skorygowane dyrektywy UE dotyczące gospodarki odpadami, w których spodziewane jest podniesienie obowiązkowych wskaźników odzysku i recyklingu odpadów. Mają też one położyć większy nacisk na selektywną zbiórkę odpadów i możliwie największe odzyskanie surowców zawartych w odpadach. Spalanie odpadów, jako jednorazowe i bezpowrotne pozbycie się zasobów Ziemi, przestanie być popierane.
– Faktem jest, że już teraz mamy problemy z przetworzeniem zbieranych selektywnie odpadów, bo moce przetwórcze zakładów recyklingu są za małe w stosunku do potrzeb. Także zapotrzebowanie na przetworzone surowce nie zachęca do inwestowania w recykling. Do tego dochodzi zakaz sprowadzania do Chin odpadów z Europy. To wszystko jest wykorzystywane przez zwolenników spalarni śmieci. Trzeba jednak szukać rozwiązań przyszłościowych, a nie dyktowanych krótkowzroczną polityką i niczym nieuzasadnioną wiarą, że spalarnia załatwi problem – mówi Gawłowski.
Przypomina on, że w kwietniu Parlament Europejski zadecyduje w sprawie dyrektyw odpadowych, a w ciągu następnych dwóch lat trzeba będzie je wdrożyć do naszego systemu prawnego. Po drodze będą jeszcze wybory samorządowe, a potem parlamentarne, co zawsze utrudnia lub wręcz uniemożliwia podejmowanie strategicznych decyzji gospodarczych.
– Jeśli w ciągu najbliższych kilku miesięcy nie podejmiemy radykalnych kroków, które będą zmierzały do całkowitej przebudowy systemu gospodarki odpadami komunalnymi, to czekają nas potem dwa lata dreptania w miejscu, bo przed wyborami i długo po nich nikt się śmieciami nie będzie zajmował. W rezultacie zbudujemy kolejne spalarnie z tej listy 34 i na ćwierć wieku zabetonujemy nasz system gospodarki odpadami – przestrzega Andrzej Gawłowski.
Źródło: www.przekrojgospodarczy.pl