Prąd dla 1000 domów, a ogrzewanie dla 3000 – to dzisiejsza funkcja hamburskiego bunkra zbudowanego podczas II wojny światowej, który kosztem 27 mln euro stał się elektrownią i ciepłownią.
Średnio 6,5 MW, do 12 MW w szczycie – taka jest łączna moc instytucji o nazwie Energiebunker w Hamburgu. Grube na 2-4 metry ściany budowli otaczają wyjątkową instalację. Elektrownia bowiem spala zarówno biogaz, jak i gaz, a także biomasę (drewniane odpady). Z kolei do produkcji ciepła wykorzystana jest gorąca woda spod ziemi (geotermia) magazynowana w gigantycznym zbiorniku mieszczącym 2 mln litrów.
Oprócz tego ciepło wytwarzane jest w kogeneracji (jednoczesna produkcja prądu i ciepła zwiększająca efektywność spalania) z gazu. Na miejscu znajdują się dwa dodatkowe zbiorniki na to paliwo, dzięki czemu w zimowym szczycie moc instalacji może być tak znacząco zwiększona.
Do sieci bunkra wchodzi także ciepło wyprodukowane z odpadów z pobliskiej spalarni miejskich odpadów. Ale to jeszcze nie wszystko. Budowla od najbardziej nasłonecznionej strony w całości obłożona jest panelami fotowoltaicznymi.
Na dodatek w środku nie pracuje zupełnie nikt, wszystko jest zautomatyzowane i sterowane przez Hamburg Energie zdalnie – instalacje są bowiem monitorowane. A na ósmym piętrze budynku mieści się kawiarnia z widokiem na portowe miasto. Jej klienci nie mają jednak oczywiście dostępu do instalacji energetycznych (osobne wejście i winda).
Miał chronić przed bombami
Mieszkańcom pobliskich osiedli gigantyczna betonowa budowla zupełnie nie przeszkadza. Zwłaszcza, że stoi w tym miejscu od 1943 r. Bunkier miał chronić ok. 30 tys. mieszkańców przed bombardowaniami na które to portowe miasto było narażone. Zbudowany został z 80 tys. ton stali i betonu. Po wojnie okazało się jednak, że jego rozbiórka czy wysadzenie jest bardzo skomplikowane i kosztowne. Zniszczono więc tylko środek, a zewnętrzna konstrukcja została (sąsiednie bunkry zostały wysadzone w powietrze). I stała przez 60 lat. Bunkier miał być również swoistym pomnikiem upamiętniającym ofiary wojny.
W 2011 r. zaczęła się jego reaktywacja. – Miasto zdecydowało o wykorzystaniu niszczejącej przez lata budowli, udało się także pozyskać środki unijne na renowację. Remont i wyposażenie bunkra kosztowało w sumie ok. 27 mln euro – mówi DGP Sebastian Maas z Hamburg Energie, lokalnego producenta energii odnawialnej (oprócz surowców zużywanych w bunkrze firma ma jeszcze elektrownie wiatrowe). Energetyczne instalacje w hamburskim bunkrze zaczęły działać w 2013 r.
W regionie Hamburga mieszka 5 mln ludzi, w samym mieście 1,8 mln. Lokalna moc instalacji energetycznych wynosi tam 12800 GW, z czego prawie 60 proc. energii i ciepła produkuje się w kogeneracji. W 2009 r. regionalne władze podjęły decyzję o przechodzeniu na odnawialne źródła energii (OZE), także z powodu większego zapotrzebowania. 30 proc. tamtejszego prądu zużywają pracujące tam koncerny ArcelorMittal, Trimet i Aurubis. W 2013 r. w Hamburgu zorganizowane zostało referendum dotyczące zmian, z którymi opowiedziała się nieco ponad połowa mieszkańców. Do 2020 r. 35 proc. energii elektrycznej w tym regionie będzie produkowana z OZE.
– Konsumenci mogą wybierać jaką energię kupują, ta z OZE jest droższa, ale czystsza – mówi DGP Jan Rispens, dyrektor klastra odnawialnych źródeł energii w Hamburgu.
Źródło: http://wiadomosci.dziennik.pl